Gdzie, kiedy i jak zostałem naznaczony bliznami, to historie, które mogę opowiedzieć tylko ja. To historie i wspomnienia o zdarzeniach, które je stworzyły. Zawsze będę je mieć. Blizny zachowują moją przeszłość i stają się muzeami na moim ciele. Najciekawsze z tych historii powstały w latach 1988-1996, czyli na przełomie szkoły podstawowej i średniej, ale z biegiem czasu zapomniałem o dokładnych datach i chronologii.
Pierwsze Blizny
Zanim przejdę do tych historii, opowiem Wam o moich pierwszych bliznach. Sytuację, w której powstały, znam tylko z opowieści mojej mamy, ponieważ miałem wtedy tylko 2 lata. Był rok 1980, a my mieszkaliśmy w malutkim mieszkaniu zaraz przy krakowskich Błoniach. W łazience znajdowała się tylko toaleta i umywalka. Nie było wanny czy prysznica, więc kąpiel trzeba było brać w dużej miednicy. W okresie, kiedy mój tato malował mieszkanie, za toaletą stały puszki z farbą otwierane na różne drastyczne sposoby, tak że wszystkie brzegi były ostre i sterczące. Po jednej z kąpieli, zanim mama zdążyła mnie złapać, poślizgnąłem się i wpadłem twarzą prosto w te puszki. Do dziś mam pełno malutkich blizn dookoła ust. Przyglądam im się podczas każdego golenia. Mało kto może się takimi pochwalić!
Blizny z Dzieciństwa
Wracając do tematu blizn, których powstanie pamiętam, skoro nie umiem ich ułożyć chronologicznie, zacznę od góry. Mam dwie blizny na głowie. Jedną na samej górze, a drugą z tyłu. Pierwsza z nich powstała podczas zabawy w babcinym ogródku. Razem z bratem i kuzynami kopaliśmy wielką dziurę za pomocą motyki. Nie pamiętam już celu, w jakim ją kopaliśmy, ale pamiętam, że mój kuzyn kopał z wielkim rozmachem. Ja w pewnym momencie wpadłem na pomysł, żeby zaglądnąć do tej dziury, i to akurat w momencie, kiedy motyka z impetem spadała na dół. Wbiła mi się idealnie w czubek głowy. Pamiętam krew na rękach i jak zakładali mi szwy i opatrunek na pogotowiu. W sumie cud, że to przeżyłem!
W tamtych czasach mieszkaliśmy już na osiedlu Piastów w Krakowie. Nad ulicą Okulickiego znajduje się wiadukt, który oddziela osiedle Piastów od osiedla Kalinowego. Tradycją było, że od czasu do czasu zbierały się dwie grupy młodzieży z każdego osiedla, aby walczyć ze sobą o to, do którego osiedla należy ten wiadukt. Walki oczywiście odbywały się na nim i używaliśmy wszystkiego, co było pod ręką, od desek i drągów po kamienie i łańcuchy. Właśnie łańcuch podczas jednej z takich walk owinął mi się dookoła głowy i zostawił z tyłu drugą bliznę. Po wszystkim myłem włosy z krwi u kolegi, żeby przypadkiem rodzice nie zauważyli. Miałem wtedy włosy!
Ten sam kuzyn, który załatwił mi głowę, wbił mi też zaostrzony kij w brzuch. Jest kolejna blizna! Jak dziś się nad tym zastanawiam, to nie wiem, czy on czasem na mnie nie polował. Prawie każdy weekend spędzaliśmy całą wielką rodziną na wsi. Dzieci było w sumie pięcioro, czterech chłopaków i jedna dziewczyna, ale wszyscy bez wyjątku biegaliśmy do lasu z nożami, siekierkami i innymi narzędziami, którymi można było ściąć gałąź z drzewa, naostrzyć i zrobić komuś krzywdę. Nie oceniajcie, tak się kiedyś bawiły wszystkie dzieci na wsiach!
Mieliśmy też dużego psa, kundla, ale wyglądał prawie jak owczarek niemiecki. Z wiekiem zaczął chorować, miał napady padaczki, zrobił się nieufny i agresywny względem obcych. Za każdym razem, jak wyprowadzałem go na spacer, starałem się trzymać z daleka od innych psów i ludzi. Nie zawsze się udawało i dochodziło do sytuacji, że nasz Maks wraz z innymi psami zaczynały się atakować i szczekać na siebie. Podczas jednego z takich spacerów chciałem odciągnąć mojego psa od innych i stanąłem przed nim. Nie miał założonego kagańca i w napadzie agresji wbił zęby prosto w moje lewe kolano. Na szczęście był przy tym mój kolega, który poinformował rodziców, żeby przyszli po psa oraz mnie leżącego i krwawiącego. Z powodu choroby Maksa musieliśmy w końcu uśpić, ale odcisk jego zębów pozostanie ze mną do końca życia!
Kiedy byłem nastolatkiem, uwielbiałem również jeździć na nartach. Każdej zimy odwiedzaliśmy z kuzynami wszystkie możliwe stoki narciarskie. Pewnego razu w Korbielowie ścigaliśmy się, kto pierwszy zjedzie na sam dół stoku. Wjechałem na wielką polanę, na której stał tylko jeden słup wysokiego napięcia. Oczywiście wpakowałem się w niego z maksymalną prędkością. Zdążyłem tylko położyć się nogami do przodu, więc całe uderzenie skupiło się na moim lewym goleniu. Cud, że go nie złamałem, ale tak obdarłem, że blizna pozostała.
Każda blizna na moim ciele to wyjątkowa historia, wspomnienie zdarzenia, które ją stworzyło. Nie chciałbym ich nigdy zapomnieć, bo każda z nich przypomina mi o chwilach, które mnie ukształtowały.